
Osiem Misek – recenzja
Muszę przyznać, że sporo czasu zajęło mi dotarcie do Ośmiu Misek. Pomimo bardzo przychylnych i pochlebnych opinii na stronach internetowych, do restauracji podchodziłam z pewną rezerwą, bez przekonania. Obawiałam się, że pozycje w menu nie wpisują się w moje kubki smakowe. Umówmy się „buły” nie plasują się na szczycie mojej piramidy żywieniowej. Poniekąd zmuszona przez niesprzyjające warunki atmosferyczne i narastający głód podczas spaceru padło na Osiem Misek.
Pierwsze wrażenia
Restauracja wypchana po brzegi, więc chwilkę musieliśmy czekać na stolik. Od chwili zamówienie również powinniście uzbroić się w cierpliwość, ponieważ czekanie na danie zajmuje dobre pół godziny. I tak oto na stół wjechały dwie potężne buły, które muszę przyznać prezentowały się imponująco.

Mój wybór padł na Vege Bao, czyli bułę z marynowanym tofu panierowanym w panko. Dodatki stanowią krótko piklowany ogórek, szczypiorek, świeże chilli, prażone orzechy ziemne, sos koktajlowy z chilli i limonki. Zaś Hubert poszedł w mięsko, czyli Pulled Pork XXL. Długo pieczone, szarpane mięso wieprzowe, krótko piklowany ogórek, szczypior, świeże chilli, prażone orzechy ziemne, sos koktajlowy z chilli i limonki sprawiły, że na długo zapamiętamy te smaki. Trudno zdecydować się, która pozycja z menu była lepsza. Może zacznę od samej bułki, która dosłownie rozpływała się w ustach. Jej fenomen polega na sposobie przyrządzenia. Jest gotowaniu na parze co czyni ją niezwykle delikatną, a jej powierzchnia jest biała, wilgotna i błyszcząca. Jeśli chodzi o kompozycję pozostałych składników to jest ona niesamowicie wyważona.
Druga wizyta
Oczarowani podczas pierwszej wizyty postanowiliśmy złożyć kolejną wizytę w Ośmiu Miskach i wypróbować inne pozycje z menu. Niestety nie byliśmy już tak oczarowani jak podczas pierwszej wizyty. Tzn. jakość składników i pozytywne wrażenie pozostały bez zmian, ale to chyba nie do końca nasze smaki. Ponownie postawiłam na bułę, ale tym razem o nazwie Kura Bao. Wypełniona była panierowaną w panko polędwiczką z kurczaka, pesto z bazylii tajskiej, rzodkiewką piklowaną w cytrusach, pomidorem, sałatą, wasabi mayo, prażonymi orzechami ziemnymi.

Hubert wybrał Ramen, czyli ciężki bogaty wywar gotowany z kości wołowo-cielęcych doprawiony pastą miso z fermentowanej soi. Podany z makaronem ramen, makaronem chińskim z kurkumą, jajkiem mollet, czarnym sezamem, grzybami shimeji, młodą soją edamame, porem, prażoną szalotką, glonami wakame, burakiem żółtym. Musicie przyznać, że prezentuje się imponująco i ślinka cieknie na sam widok.

Jedyny minus to klimatyzacja, a raczej jej brak. W lokalu nie ma jakiegokolwiek przewiewu przez co panuje zaduch.
Z pewnością nie będzie to nasza ostatnia wizyta w Ośmiu Miskach, a raczej jestem przekonana, że będziemy jej częstymi gośćmi. Warto również wspomnieć, że mają oni swoją drugą restaurację na ulicy Borowskiem. Menu nieznacznie się różni i możemy tam znaleźć większy wybór jeśli chodzi o same bułki bao i ich nadzienie. Także nasze następne kroki pewnie postawimy właśnie w tamtym kierunku.
Całość wpisuje się w nurt Slow Food, który polega na starannym wyborze produktów, które spożywamy, a także delektowaniu się nimi. Menu stworzone jest z produktów nieprzetworzonych, pochodzenia w pełni naturalnego. Taka żywność ma nie tylko unikatowy smak i zapach, ale też więcej wartości odżywczych.
Podsumowując: luźny klimat, miła obsługa, przejrzyste krótkie menu, przystępne ceny i pyszne jedzenie sprawiają, że Osiem Misek to pozycja obowiązkowa na wrocławskiej mapie kulinarnej.


2 komentarze
Hubert Kromer
Kiedy tylko temperatura nieco spadnie koniecznie musimy tam wrócić. Tęsknię już za szarpaną świnką – z delikatnie piklowanymi ogórkami w bule jest obłędna 🙂
Travel Bug
Myślę, że możemy nie wytrzymać do tego czasu i pojawimy się tam wcześniej😉